Google
się wydziela. Nie jak smród spod pachy karka na siłce, tylko jako
mniejsza spółka, która odtąd będzie wasalem nowo powstałego
Alphabet – spółki matki, na czele której staną twórcy Google i zarazem dotychczasowe największe szychy tej firmy: Larry Page oraz Sergiey
Brin.
Dlaczego
wasalem? To proste. Alphabet będzie spółką nadrzędną
zarządzającą całą grupą kapitałową, składającą się z
innych spółek. Dotąd Google oprócz bycia tą marką,
która kojarzyła nam się z wyszukiwarką,
Gmailem,
Androidem, Google Maps, czy Google Docs, była jednocześnie spółką
matką całego holdingu, w skład którego wchodziła znacznie
większa liczba projektów, niż te wymienione powyżej.
Google rozwijało przecież swoje patenty związane
z telewizją, medycyną, udzielało się w robotyce tworząc
bezzałogowe drony, czy
jakby
to nazwać...
samojezdne samochody. Od
dwóch lat gigant z Mountain View zaczął działać także w
branży zbrojeniowej, przejmując Boston Dynamics, czyli firmę
projektującą wojskowe mechy. W laboratoriach Google powstają też
setki, jeśli nie tysiące innych pierdół, jak np. antysmrodowy
czujnik zapachów.
Powyższy
czujnik paradoksalnie byłby obecnie najbardziej potrzebny jego
producentowi. Informacja o wydzieleniu Google w ramach innej spółki
może bowiem powodować lekki, acz globalny ferment - dla inwestorów
(po ogłoszeniu zmian wartość akcji Google spadła o $10), dla
rządów innych niż amerykański, ale i dla zwykłych użytkowników.
Google może bowiem przestać być kojarzonym jako mecenas rozwoju
internetu i innych sympatycznych, tudzież pokojowych technologii.
Dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniami.
W
liście otwartym wystosowanym przez Larry Page'a czytamy, m.in. że:
"Nasza
firma świetnie sobie radzi, ale pomyśleliśmy, że możemy działać
lepiej i bardziej dochodowo. Dlatego postanowiliśmy stworzyć nową
firmę o nazwie "Alphabet". Czym jest Alphabet? Alphabet
jest zbiorem firm. Największą jest oczywiście Google. Jest
to
nowe, odchudzone Google. Firmy mniej związane z produktami
internetowymi zostały z niego wydzielone i przeniesione do
Alphabet."
Powyższe
nie oznacza nic innego, jak to, że Google będzie odtąd zajmować
się wyłącznie usługami internetowymi sensu stricto. Wszystkie
inne dziedziny rozwijane przez tego molocha znajdą się teraz
bezpośrednio pod skrzydłami Alphabet.
Nietrudno
zauważyć, że te wszystkie inne branże mają, albo potencjalnie
mogą mieć niebagatelne znaczenie użytkowe dla armii.
Z
doświadczenia w pracy w dużej korporacji wiem, że funkcjonowanie
nowo wydzielonej spółki zależnej, zwłaszcza na początku, może
być i niemal zawsze jest bardziej anonimowe niż działalność
wcześniej istniejących komórek organizacyjnych większej firmy, realizujących teoretycznie to samo do czego została powołana nowa spółka. Dowiedzieć się co i jak dokładnie robią w nowo założonej firmie najzwyczajniej w świecie nie jest
już tak łatwo. A tym trudniej będzie, im bardziej ta
działalność będzie musiała być chroniona. I to zaczyna mi nieco
brzydko pachnieć, ponieważ wszystkie te strategicznie istotne dla
armii projekty Google'a znajdą się teraz w nowych spółkach
podległych Alphabet, z pewnością mniej przejrzystych. No i mniej
lustrowanych przez społeczeństwo choćby dlatego, że przeciętnego
użytkownika internetu nie będzie obchodzić co dzieje się w spółkach
nie związanych bezpośrednio z usługami internetowymi, z których
on korzysta.
Część
Alphabet zwana Google pozostanie więc skupiona na usługach
cywilnych, tymczasem oprócz tego Alphabet będzie także miało w
swoich rękach odtąd niezależne i nie poddane społecznej kontroli
spółki, które są zorientowane coraz bardziej na rynek
zbrojeniowy.
W
efekcie choć oficjalnie zmiana struktur organizacyjnych ma na celu
głównie zwiększenie dochodów całego holdingu, to równie dobrze
można domniemać, że zasadniczym celem było ściślejsze
zawiązanie współpracy z rządem w sferze technologii użytecznych
dla wojska. Co się oczywiście wzajemnie nie wyklucza, bo jak
wiadomo najlepsze interesy robi się z państwem, a już zwłaszcza w
przemyśle zbrojeniowym.
Odrębne zagadnienie stanowi kwestia czyim pomysłem była reorganizacja Google'a: czy był to rzeczywiście pomysł Page'a i Brin'a na dobrze płatne interesy z armią, czy też raczej sugestia samego rządu USA, aby trochę bardziej utajnić projekty dla wojska?
Dla
mnie jedno i drugie
pachnie
niefajnie. Jeśli
powyższe się potwierdzi, to Google właśnie przestało być takie kolorowe jak jego logo. Alphabet tym bardziej. Nawet mimo
wielobarwnych klocków, które rozsypane są na jego stronie
www. No
cóż, Ministerstwo
Pokoju Oceanii w orwellowskim Roku 1984 też przecież parało się
prowadzeniem wojen.
.. z tych klocków można ułożyc "mad sex"
OdpowiedzUsuńNo to dobrze się składa :)
OdpowiedzUsuńMożna też z nich ułozyć "dam kesz". I co z tego wynika?
OdpowiedzUsuń